Na film trafiłam przypadkowo, przerzucając kanały i jakie było moje zdziwinie jak zobaczyłam Gwyneth i Rossa (poor guy - wszyscy go kojarzą, nikt nie wie jak się naprawdę nazywa ten aktor;). Także zostawiłam, żeby leciał "w tle", co w przypadku dobrego filmu kończy się tym, że porzucam daną czynność i siedzę wgapiona w ekran. W tym wypadku tak nie było;) Historyjka niby z potencjałem, ale bez ciekawych zwrotów akcji czy jakichś faktycznie śmiesznych scen.