W sumie po tak wysoko ocenianym debiucie pełnometrażowym Chaplina spodziewałem się o wiele więcej. Dostałem dużo, bo świetną fabułę, szczyptę symboliki (choćby ta księga o tytule "przeszłość") oraz kilka świetnych gagów. Najbardziej podobał mi się moment kiedy chciano odebrać "brzdąca" Charliemu po raz pierwszy, a ten walczył jak lew- kurde aż kipiało we mnie od emocji. Niestety wszystko to jest przeplatane motywami które u naszego uroczego trampa widywaliśmy często- choćby bójka ze złym bandziorem siejącym terror na ulicy, no i happy end który przychodzi zbyt łatwo. Nie ujęła mnie też scena snu, wydała się wręcz dziwna i niepasująca do filmu, choć przyznaję pomysłowa. Wszystko to jest oczywiście kawałkiem dobrego kina, lecz spodziewając się absolutnego arcydzieła trochę się przeliczyłem.
Ja też. Obejrzałem wcześniej "Światła wielkiego miasta" i porównując je- "Brzdąc" wydaje mi się sporo słabszy.
Mi scena "Dreamland" z tymi aniołami też jakoś nie pasowała do reszty filmu i wydawała się być zapychaczem.
Poza tym napisy były w najwyżej 1/4 dialogów, a reszty widz sam się musiał domyślać. To trochę męczące. No i muzyka jakaś taka melancholijna, niepasująca do komediowego charakteru filmu.
Niemniej, scena z szybami, scena z naleśnikami, walka z inspektorem, pojedynek dwóch chłopców i potem Chaplina z bratem drugiego chłopca, oraz scena w noclegowni, były świetne.