Jeden z najsłabszych filmów w karierze Spielberga.
Wujek Borys się pomylił.Steven nigdy nie został artystą.Był zawsze cwanym i dobrym rzemieślnikiem.Tacy dla dobra kina też muszą istnieć.
Głównym targetem hollyłódzkiego targowiska próżności są mało wymagający widzowie.
40 lat temu wg. amerykańskich statystyk przeciętnym kinomanem był 12-letni analfabeta,kolorowy.Bez łopatologii ani rusz .
W całej swej karierze Spielberg najbliżej artyzmu był dzięki "Kolorowi purpury".
Jeden film bliski artyzmu, po dziesięcioleciach kariery to trochę mało jak na "geniusza kina"...