strasznie mnie dziwi fakt, że wiele osób w komentarzach tutaj, a nawet w profesjonalnych recenzjach (!) uznaje scenę tańca Harry'ego i Hermiony za komediową. Ludzie, serio? Ten moment to taki słodko-gorzki wyraz ich tęsknoty za normalnością. Para dzieciaków podrygujących do cudownego O Children Nicka Cave'a. W życiu bym się nie spodziewała, że można TAK zatańczyć do TEGO kawałka. Harry i Hermiona pląsają przy dźwiękach niesamowicie smutnego i "dorosłego" utworu jak para małych dzieci, znajdując się właśnie w takiej sytuacji - smutnej i przerastającej ich siły. No bo w końcu właśnie takimi dzieciakami są - zagubionymi i przestraszonymi tym, co ich czeka.
Dlatego właśnie ta scena jest chyba jedną z najlepszych w filmie - zarówno poraża swoim smutkiem jak i podnosi na duchu.
Skąd wiesz że aktor nie potrafi? On jako bohater nie parafii we wcześniejszych częściach też nie umiał. Taka jest jego postać.
To, że nie potrafi-to widać. Każdy kto w życiu zderzył się z tańcem, będzie to widział. A dlaczego powinien? Każdy, kto poważnie myśli o aktorstwie powinien potrafić dobrze tańczyć. Dawniej taniec był jednym z elementów egzaminu do szkoły aktorskiej... No ale cóż wymagać od człowieka, który się załapał z castingu do roli (no taki wiek postaci) i teraz bez większego rozwoju chciałby grać w innych produkcjach... Ten człowiek nic nie osiągnie ponad to co dał mu WB.
Uważam dokładnie tak samo. Było mi przykro z powodu tych, co rżeli na filmie jak konie... Daniel ma dość specyficzne ruchy i nie ukrywam, że na moment wywołało to uśmiech na moich ustach, ale scena była naprawdę zbyt przejmująca by śmiać się do rozpuku, jak niektórzy. Była pełna strachu, bólu, napięcia i ogromnej tęsknoty za choć jedną chwilą, która przypomniałaby im poczucie bezpieczeństwa i niewinność, którą nastolatkowie stracili tak dawno temu, że już o tym nie pamiętają. Świat dookoła zmienił ich w innych ludzi i ten taniec był desperacką próbą odnalezienia się w rzeczywistości, która bezpowrotnie przeminęła...
Jedna z piękniejszych scen w filmie. Naprawdę byłam pod wrażeniem po tym, jak Yates nie popisał się "Księciem Półkrwi".
Ujęłaś w słowa wszystkie moje myśli na ten temat i w pełni się z Tobą zgadzam. (:
Nie mogłam w pełni odczuć tej sceny przez kretynów, którzy się śmiali. A była taka piękna.
super scena, jak się zaczynała, myślałem, że zrobią z niej jakiś szrot, ale była naprawdę jedną z lepszych w filmie.
Zgadzam się w zupełności :)
Ta scena była fantastyczna... Przez chwilę poczułam się tak samo jak oni...
Ja tą scenę odebrałem trochę inaczej xp Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a dojdzie między nimi do zbliżenia xp
Bardzo mi się podobała scena tańca, była taka odprężająca, a jednocześnie miała w sobie tą "niepokojącą głębię".
Też uważam, że ten moment był magiczny i cudowny. Niestety, na seansie, na którym byłam podniósł się na niej taki śmiech, że miałam ochotę wyjść. Zero wyczucia i kultury.
Może i ta scena rzeczywiście pasowała do filmu, ale czułam się jak w 3 cz. "zmierzchu" kiedy Bella i Edward biegną trzymając się za rączkę. No dobra, tamto to była totalna żenada, tutaj jest lepiej. Może gdyby tańczyli mniej pokracznie to nikt by się nie śmiał. Ale będąc w kinie i mając obok siebie dziesiątki ludzi ciężko się skupić i dostrzec głębię. Sama się trochę śmiałam, ale tylko z tego, że nie umieli tańczyć. Bo zauważyłam, że na początku Hermiona była smutna, zaczęła tańczyć, zrobiła się radosna jak dziecko, a kiedy piosenka się skończyła, znowu wróciła do rzeczywistości. Mówię, żeby to dostrzec, trzeba było się wczuć, a w kinie ciężko to zrobić.
Własnie o to chodziło. Przecież oni nie są zawodowymi tancerzami, no ludzie!- ta scena miała za zadanie pokazać, że mimo wszystko nadal są dzieciakami, że choć obok szaleje wojna i smierć a oni sami są ścigani, to tęsknią za tą namiastką normalności, którą miał symbolizować ten taniec. Czy to aż tak trudne?
Nie no, spoko, ale patrząc na moją siostrę i jej kolegów zauważam, że potrafią w miarę poprawnie tańczyć, więc Harry i Hermiona mogli to kilka razy przećwiczyć i troszkę lepiej zatańczyć, nie jakoś super, ale tak żeby połowa sali się nie śmiała.
Nie no, moim zdaniem tak własnie miało być- niezgrabna próba udawania, że jest OK, choć tak naprawdę nie jest. Mimo wszystko nie sadzę, by było w tej scenie coś tak niesamowicie śmiesznego, żeby cała sala aż huczała.
A jednak tak było. Chociaż teraz jakby się zastanowić to możliwe, że rzeczywiście ta scena pasuje taka niedorobiona xD A niekoniecznie wszyscy polacy myślą zanim robią i zazwyczaj idą z falą. Jedna osoba się zaśmiała, to następna nie chciała być gorsza i też to zrobiła. Tak w kółko. A jednak trzeba powiedzieć, że na pewno ten moment miał charakter i wszyscy - nawet zidiociali polacy - ją zapamiętają. Nawet jeżeli nie zrozumieją.
Powiem ci czemu według mnie wzbudziła śmiech. Chodzi o to, że Harry podchodzi do Hermiony, ściąga naszyjnik, podaje jej rękę, wychodzą na środek namiotu. Następuje jakby zwolnienie akcji i... zaczynają pląsać jak takie dwie pokraki (D. Radcliff kompletnie nie umie tańczyć ;D). Spodziewałam się raczej małego przytulania i podreptania w miejscu, niż tego. I nie ma to wpływu na moją interpretację tej sceny. Zgadzam się z Tobą w rozumieniu jej znaczenia, ale po prostu rozbawiła mnie forma tańca.
Pozdrawiam ;)
To oczywiste, że tak miała ta scena wyglądać, a nie: "była niedorobiona" ja niektórzy powyżej twierdzą. Daniel (Harry) miał tak pokracznie tańczyć i robił to specjalnie, myślę że chodziło o rozbawienie Hermiony, Harry widział że siedzi smutna, przygnębiona z powodu odejścia Rona i chciał żeby uśmiechnęła sie, rozbawiła, zapomniała o tym choć na chwilę. Ja to tak zinterpretowałam
Ja też miałam takie wrażenie.
Na początku pomyślałam, że ta scena to będzie jakieś dno. Później jednak się do niej przekonałam. Rozbawiły mnie trochę ruchy Harrego, ale według mnie były nawet urocze. Cała scena była urocza. Tak, właśnie. Harry chyba miał na celu podnieść na duchu Hermionę - która w końcu tęskniła niesamowicie za Ronem. A poza tym to chyba miała być też ucieczka od rzeczywistości... taka chwila zapomnienia, chwila szczęścia, chwila inna od pozostałych. Teraz jak na to patrzę, to była wręcz wzruszająca. Piękna. To chyba moja ulubiona scena w całym filmie, a może nawet ze wszystkich siedmiu?
Jak dla mnie, scena była komiczna na początku – gdy Harry zaczął tańczyć jak poczwara, wziąłem ją za kolejny odstresowywacz, ale dopiero po chwili zaczął do mnie docierać jej sens, jak też sama muzyka; nim ta scena przebrzmiała, już ją czułem w pełni. Niestety, na północnym seansie, w otoczeniu osób, które do rozpuku śmieją się z pląsów Radcliffe’a, początkowo trudno jest ją załapać. Niestety, „Insygnia śmierci” są jednak takim „Potterem”, którego najlepiej oglądać w samotności albo we dwie osoby, które są filmem zainteresowane.
Jak dla mnie Harry w tej scenie starał się rozbawić Hermionę i do tej pory myślałam o tej scenie że to kolejna komiczna (co nie zmienia faktu, że jednak i urocza) strona tego filmu. Do tej... bo po przemyśleniu tego co napisałaś przyznaję Ci 100% rację. I chyba w tej sytuacji filmowy Harry zachował się lepiej niż książkowy... wsparł Hermionę, a nie, przemilczał całą sprawę z Ronem.
Ale musisz przyznać, że forma tańca rozśmiesza :P
można kogoś rozbawić i podnieść na duchu tańcem z gracją. to, że ktoś jest smutny, zrezygnowany itd. nie znaczy, że musi tańczyć jak pokraka. dla mnie ta scena jest czerstwa i nie oburzyły mnie śmiechy w kinie.
nie wystawiam oceny filmowi, ponieważ chciałabym obejrzeć jeszcze niezdubbingowaną wersję
to, że tańczyli kiepsko, dodało filmowi realizmu. powiedz, w oparciu o książkę i film, gdzie prawdziwy Harry brał lekcje tańca? hmm, czy kiedykolwiek w ogóle tańczył, poza jedną żałosną próbą na balu bożonarodzeniowym? scena byłaby idiotyczna i mdła, gdyby Harry popisał się nienagannym tańcem
ależ ja nie twierdzę, że ta scena nie mogła nikogo rozśmieszyć, sama się zaśmiałam widząc wysiłki Harry'ego ;) dziwię się tylko, że często DO TERAZ ludzie piszą jakie to było śmieszne, a to, że robią to nawet profesjonalni recenzenci (na ważnych portalach) jest wręcz żałosne.
Mnie nie rozśmieszył taniec, prawdę mówiąc było i śmieszno, i straszno. Straszno z tym jak reżyser profanuje tę powieść... Włączyli sobie radio i zaczęli tańczyć, no błagam, jeszcze trochę i zaczęliby się całować. Scena niepotrzebna, Yates tutaj ewidentnie przedobrzył. A myślałem, że po spartoleniu sceny z Ginny już nic gorszego na mnie nie czeka...
profanuje... dla die hard fanów powieści, wszystko musiałoby być dokładnie jak w książce, bez omijania ani dodawania niczego... strasznie się cieszę, że twórcy dodali od siebie tak ciekawą scenę
No proszę Cię, to było żałosne! Wiele jestem w stanie przełknąć, nawet brak najmniejszej wzmianki o Arianie i Kendrze, ale to? Już nie wspomnę, że motyw miłości Rona i Hermiona był w książce o wiele bardziej wysmakowany i nie tak nachalny.
I dziwi mnie też, że po zniszczeniu Horkruksa Harry nie uspokoił Rona, że Hermiona płakała za nim a ona jest dla niego samego jak siostra. Co tam, Ron widzi straszne, molestujące jego psychikę obrazy, po czym obaj z Harrym przechodzą nad tym do porządku dziennego, bez słowa wyjaśnienia...
jak uważasz, chyba każdy ma prawo do swojego zdania ;) nie uważam, żeby Ariana i Kendra były aż tak ważne dla fabuły... naprawdę trudno zawrzeć wszystkie wątki w 2,5 godzinnym filmie ;)
a co do braku rozmowy Harry'ego i Rona po zniszczeniu Horkruksa - zgadzam się, też mnie to zdziwiło
Były ważne dla fabuły, bo z powodu informacji o nich Harry zaczyna wątpić w szlachetność Dumbledore'a, tymczasem w filmie jest tylko krótka wzmianka o ojcu Dumbledora. Już nie wspomnę o związkach z Grindelwaldem i akcji "dla większego dobra"
no właśnie - w książce to jest ważne, film nie może rozwinąć w pełni wątku wątpliwości Harry'ego co do Dumbledore'a, ze względu na ograniczony czas. Co więcej, przez cały film, kiedy tylko pojawiały się sceny, kiedy można by było rozwinąć ten wątek miałam nadzieję, że się to nie stanie. Smolki5, znasz książkę na wylot, ale jest mnóstwo widzów, którzy znają Harry'ego tylko z filmów - nie połapali by się w tym wszystkim, a dodatkowe wspomnienia o Dumbledorze chyba zanudziłyby większość - spowolniły by akcję.
Pewnie w drugiej części filmu brat Dubledora opowie całą historię o Kendrze, Arianie, Dumbeldorze i Grindewaldzie i wszystko będzie jasne. Albo sam Dumbledor opowie to Harremu po pojedynku
Później jest bardzo ważne - gdyż ukazuje motywy działania Dumbledor'a. A wszyscy wiemy, co z tych działań wyniknęło. Ponadto jak już smolki5 zauważył wątpliwości Harry'ego do Dumbledor'a ciągnęły się przez dużą część książki. Myślę, że z tych 2óch powodów powinno być jakieś nawiązanie do rodziny Dumbledore'a. Chociaż o wiele bardziej boli fakt brak rozwinięcia opowiadania Stworka o akcji R.A.B.a, gdyż w książce to miało niesamowity klimat. A i jeszcze(ale tu pewny nie jestem) wydarzenie ze szmalcownikami. Otóż Harry&Ron&Hermiona nie wymówili słowa 'Voldemort', więc szmelcownicy nigdy nie powinni byli wiedzieć, gdzie się znajdują. Chyba, że zapomniałem/nie usłyszałem. Wówczas przepraszam.