Ocenianie tego typu filmów jakby miały być jakimś filozoficznym kinem, to jakaś horrendalna głupota. Przecież tego typu filmy to nic innego jak autoparodie, puszczenie oka do widza i zrobienie karykatury z każdego możliwego elementu innych gatunków - tutaj kina sensacyjnego. To nawet nie muszą być żarty w stricte tego słowa rozumieniu, chodzi o zabawę konwencją i tylko od bystrości widza zależy ile z tego wszystkiego wyłapie. Jak widzę te wszystkie nadęte oceny znafcuf z koziej d... to śmiać mi się chce nie tylko z filmu. Szukacie głębi w kałuży, która jest kałużą i wcale nie udaje oceanu. Proponuję nie oglądać nic innego poza zapętlonym w nieskończoność "Inland Empire" Lyncha. Udławcie się nim, jego schizofreniczną głębią i waszą powagą.
Genialna wypowiedz. Ja nawet wlasne zycie traktuje z przymrozeniem oka, a co dopiero film...